Znów ponad 1000 zakażeń w regionie małopolskim. Wiem, że zrobiłam dobrze, ale mimo to tęsknię...
Zamknęli nas w domu. Wtedy była znikoma ilość zakażeń w porównaniu z październikiem Zdawaliśmy sobie sprawę, że wirus szybko nie odpuści, ale gdzieś w podświadomości mieliśmy nadzieję, że będzie dobrze. Balisny się i tęskniliśmy do bliskich, do znajomych, do pracy, szkoły. Chcieliśmy pójść do lasu, pobiegać po parku, pochodzić po galerii, obejrzeć spektakl..., tęskniliśmy do normalności. Święta bez bliskich, praca w domu. Normalność nie wróciła, ale odzyskaliśmy trochę wolności. Zaczęliśmy się przyzwyczajać, wypierać zagrożenie, zapominać, że wyjście do sklepu było wyprawą. Dwa miesiące w domu zrodziło lęki. Chcę żyć normalnie, ale bezpiecznie czuję się w domu. Wychodzę, zaczynam powoli normalnie funkcjonować, choć organizm czasem krzyczy : „nie!” Początkowo unikam ludzi, z dzieckiem nie idę do parku, tylko szukam pustych miejsc. Z czasem otworzyli place zabaw, zaczęliśmy być tam codziennie.
Pierwsze raz jadę na rowerze, wydaje mi się, że nie mam siły, że za daleko, szukam pretekstu, aby wrócić .Potem jest już dobrze, robię 20 km dziennie .
Październik.
Wrócilismy do pracy. Cieszę się z normalnych lekcji, rozmów z koleżankami i uczniami. Jednak jestem inna, nie "czepiam się" tak o szczegóły, odpuszczam. Tylko jak poradzić sobie z przeładowanym programem? Próbuję nauczyć myślenia, do matury zdążą wykuć wszystko.
Czy jest normalnie ? Nie! Rozmawiamy, cieszymy się, pracujemy ,ale w tle widzimy coronowirusa. Wypieramy zagrożenie, aby toczyć zwyczajne życie, ale wciąż myślimy o bliskich i znajomych. Potwierdzonych założeń jest coraz więcej .Wszystko wymyka się spod kontroli. MEN nie chce nauczania zdalnego. Ja też nie tęsknię do tej formy, ale uważam, że ograniczyłoby to kontakty, zmniejszyło tłok w komunikacji miejskiej. Ochronilibyśmy w ten sposób wielu ludzi. Przeciez tak naprawdę nie wiem, czy ja nie jestem nosicielem, czy uczniowie nie przechodzą choroby bezobjawowo? Logika mówi, że przynajmniej ta grupa siłą rzeczy miałaby mniej kontaktów. Z drugiej strony tak bardzo chcę być w klasie z uczniami, "walczyć", aby uczyli się, rozmawiać o ich problemach i o blachostkach. Tak chcę coś zaplanować i wiedzieć, że będę mogła to realizować. Boję się!
Chciałbym mieć przy sobie najbliższych, abyśmy w razie czego nie byli rozdzieleni, abym mogła im pomóc, abym wiedziała, co się dzieje. Tak boję się, że znów widzieć się będziemy tylko przez Skype'a. Teraz lęk jest większy. Boję się rozdzielenia, samotności, bezradności.
Jesiennieje świat. A my nie zauważamy już tego. Przez chwilę zauroczy widok czewieniejącego klonu, konik z kasztanów zrobiony przez dziecko. Potem wraca rzeczywistość covidowa i poczucie bezradności. Mam wrażenie , że przyszłość zależy od szczęścia. Może nie zachorujemy, a jeśli to może lekko, może przetrwamy? Jak żyć normalnie, gdy najpiękniejszy sen, przerywają informacje o kolejnych chorych, o zmarłych?
Jednak nauczanie zdalne. Dobra decyzja. Ale... minął miesiąc, poznałam nowe klasy, mam naprawdę super klasy pierwsze w tym roku. Zawiązała się między nami jakaś nić porozumienia, jakaś "chemia" mimo pierwszych uwag i jedynek. Teraz znów będziemy się widywać tylko przez ekran. Wiem, że tak trzeba, ale tak bardzo lubię uczyć, być z młodzieżą , z ich problemami, postrzeganiem rzeczywistości. Lubię te zwykle problemy, zmęczenie i euforię, wkurzanie się.
Zapomnieli o podstawówkach. Przeciez starsze dzieci mogą same zostać w domu. Rodzice nie muszą brać zwolnienia. Mam wrażenie, że władza działa po omacku. Może warto było wcześniej zamknąć szkoły, albo pozwolić działać dyrektorom? W miastach odrazu zrobiłoby się luźniej w komunikacji? Może parę istnień uratowalibyśmy ?
Listopad 2020