Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #życiezcovidem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #życiezcovidem. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 listopada 2020

Życie z w czasie koronowirusa

 

 Lipiec. Środek lata. Powinnam być w Tatrach.Tak wystraszyłam się wzrostu zachorowań w regionie, tłumów na szlakach. Podjęłam decyzję racjonalną w trosce o rodzinę, aby nic im nie przywlec. Jednak tęsknię za górami, owa tęsknota boli. Patrzę na fotki ukochanych miejsc, wspominam wysiłek na górskich szlakach. To są tylko wspomnienia, tak bardzo chciałabym tam być... Może później w jakiś wrześniowy weekend, gdy będę miała wolne, może... ? Brakuje mi powiewu wiatru i zachodzącego słońca podczas schodzenia z gór, brakuje mi  gór.

Znów ponad 1000 zakażeń w regionie małopolskim. Wiem, że zrobiłam dobrze, ale mimo to tęsknię...

Zamknęli nas w domu. Wtedy była znikoma ilość zakażeń w porównaniu z październikiem Zdawaliśmy sobie sprawę, że wirus szybko nie odpuści, ale gdzieś w podświadomości mieliśmy nadzieję, że będzie dobrze. Balisny się i tęskniliśmy do bliskich, do znajomych, do pracy, szkoły. Chcieliśmy pójść do lasu, pobiegać po parku, pochodzić po galerii, obejrzeć spektakl..., tęskniliśmy do normalności. Święta bez bliskich, praca w domu. Normalność nie wróciła, ale odzyskaliśmy trochę wolności. Zaczęliśmy się przyzwyczajać, wypierać zagrożenie, zapominać, że wyjście do sklepu było wyprawą. Dwa miesiące w domu zrodziło lęki. Chcę żyć normalnie, ale bezpiecznie czuję się w domu. Wychodzę, zaczynam powoli normalnie funkcjonować, choć organizm czasem krzyczy : „nie!” Początkowo unikam ludzi, z dzieckiem nie idę do parku, tylko szukam pustych miejsc. Z czasem otworzyli place zabaw, zaczęliśmy być tam codziennie. 

Pierwsze raz jadę na rowerze, wydaje mi się, że nie mam siły, że za daleko, szukam pretekstu, aby wrócić .Potem jest już dobrze, robię  20 km dziennie .

Październik.

Wrócilismy do pracy. Cieszę się z normalnych lekcji, rozmów z koleżankami i uczniami. Jednak jestem inna, nie "czepiam się" tak o szczegóły, odpuszczam. Tylko jak poradzić sobie z przeładowanym programem? Próbuję nauczyć myślenia, do matury zdążą wykuć wszystko.

Czy jest normalnie ? Nie! Rozmawiamy, cieszymy się, pracujemy ,ale w tle widzimy coronowirusa. Wypieramy zagrożenie, aby toczyć zwyczajne życie, ale wciąż myślimy o bliskich i znajomych. Potwierdzonych założeń jest coraz więcej .Wszystko wymyka się spod kontroli. MEN nie chce nauczania zdalnego. Ja też nie tęsknię do tej formy, ale uważam, że ograniczyłoby to kontakty, zmniejszyło tłok w komunikacji miejskiej. Ochronilibyśmy w ten sposób wielu ludzi. Przeciez tak naprawdę nie wiem, czy ja nie jestem nosicielem, czy uczniowie nie przechodzą choroby bezobjawowo? Logika mówi, że przynajmniej ta grupa siłą rzeczy miałaby mniej kontaktów. Z drugiej strony tak bardzo chcę być w klasie z uczniami, "walczyć", aby uczyli się, rozmawiać o ich problemach i o blachostkach. Tak chcę coś zaplanować i wiedzieć, że będę mogła to realizować. Boję się!

Chciałbym mieć przy sobie najbliższych, abyśmy   w razie czego nie byli rozdzieleni, abym mogła im pomóc, abym wiedziała, co się dzieje. Tak boję się, że znów widzieć się będziemy tylko przez Skype'a. Teraz lęk jest większy. Boję się rozdzielenia, samotności, bezradności.

Jesiennieje świat. A my nie zauważamy już tego. Przez chwilę zauroczy widok czewieniejącego klonu, konik z kasztanów zrobiony przez dziecko. Potem wraca rzeczywistość covidowa i poczucie bezradności. Mam  wrażenie , że przyszłość zależy od szczęścia. Może nie zachorujemy, a jeśli to może lekko, może przetrwamy? Jak żyć normalnie, gdy najpiękniejszy sen, przerywają informacje o kolejnych chorych, o zmarłych? 

Jednak nauczanie zdalne. Dobra decyzja. Ale... minął miesiąc, poznałam nowe klasy, mam naprawdę super klasy pierwsze w tym roku. Zawiązała się między nami jakaś nić porozumienia, jakaś "chemia" mimo pierwszych uwag i jedynek. Teraz znów będziemy się widywać tylko przez ekran. Wiem, że tak trzeba, ale tak bardzo lubię uczyć, być z młodzieżą , z ich problemami, postrzeganiem rzeczywistości. Lubię te zwykle problemy, zmęczenie i euforię, wkurzanie się.

Zapomnieli o podstawówkach. Przeciez starsze dzieci mogą same zostać w domu. Rodzice nie muszą brać zwolnienia. Mam wrażenie, że władza działa po omacku. Może warto było wcześniej zamknąć szkoły, albo pozwolić działać dyrektorom? W miastach odrazu zrobiłoby się luźniej w komunikacji? Może parę istnień uratowalibyśmy ?

 Znów przypomina mi się „Dżuma” A.Camus. Dziś mamy "dżumę" ogólnoświatową .Bohaterowie Camus mogli uciec, wystarczyło wydostać się poza granice Oranu. Nie robili tego, ale mieli świadomość, że gdzieś istnieje bezpieczny świat, że bliscy, którzy tam zostali są bezpieczni. My nie mamy, gdzie uciec! Camus twierdził, że aby zmierzyć się z absurdem egzystencji, że złem, totalitaryzmem, z epidemią, trzeba "robić swoje", nie zgadzać się na zło. Nam też tylko to zostało. Pozostał heroizm walczących bezpośrednio z chorobą, heroizm nas wszystkich zmagających się z lękiem, poczuciem braku możliwości planowania przyszłości, Dżuma w powieści Camus, a bardziej w adaptacji filmowej powieści, stała sie pretekstem dla antydemokratycznych posunięć władzy. Pod pretekstem Covida też mozna zrobić wszytko. Mądrzy, uczciwi rządzący, bedą działać w imię dobra ludzi, inni wykorzystają coronowirusa dla swoich celów. 

 


Listopad 2020