Wieczór… latarnie rozświetlają jesienną burą ulicę
wielkiego miasta. Przeciąg…! Ze stołu spadają zapisane kartki. W
Masterchefie ktoś kroi mięso kangura na stek…
Zagajewski zaczyna wykład o
doświadczeniach życiowych… Wciąż te same a jednak nowe, za każdym razem są
odkryciem…tylko nasze, choć znane od wieków… A gdzie tu miejsce na hedonizm,
radość z każdej chwili – wtrąca Epikur. Przecież natura pozwala odczuć
przyjemność chwili, zatęsknić za „krajem lat dziecinnych”. Z arkadyjskiego
świata Soplicowa wyłania się Horacy. W końcu wybudował swój pomnik, więc musimy
rozmawiać z owym celebrytą. Gwałtowna burza zrywa mostek. Zachodzi słońce,
chłopi schodzą z pola… Echo powtarza koncert Wojskiego, podczas gdy nieopodal
jeziorka podają sobie ręce. A Zagajewski wciąż snuje refleksje o nowych
doświadczeniach… radość, smutek znamy wszyscy… może Arystoteles miał rację
wymyślając zasadę złotego środka. Z piedestału schodzi dumny Dionizos. Gdyby
nie ja nie byłoby tragedii – wykrzykuje i znika. Rzeźba Ikara bez skrzydła
rozsypuje się w kawałki. I tak nikt o niej nie pamięta… taki jest los
Donkichotów. W Masterchefie ktoś ukręca głowę krewetce…Jeden. dwa jeden, dwa ,
cztery…teza…rozwinięcie…brak…krewetka polana sosem leży na talerzu. Inny punkt
widzenia i powoli zamyka dzień... .
blady blask księżyca próbuje konkurować z bezczelnym światłem latarni…
2018 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz